
Mechanik Lotniczy - Dziewczyna od Silników
Dziewczyna od silników – historia, która zaczęła się od... katastrof lotniczych
Niektórzy odkrywają swoją pasję w przedszkolu. Inni – przypadkiem, przeglądając katalog uczelni. A jeszcze inni – oglądając wszystkie odcinki „Katastrof w przestworzach”, mając lat dwanaście. Tak właśnie było w jej przypadku.
– Wszyscy się ze mnie śmiali, że oglądam te programy. Że przecież ludzie tam giną. Ale ja nie patrzyłam na dramaty – tylko na samoloty. Na kokpity, na systemy, na to, jak to wszystko działa – wspomina.
Aleksandra Mroczek dziś ma tytuł inżyniera i pracuje przy samolotach jako mechanik – a właściwie mechaniczka – na terenie Aeroklubu Ziemi Lubuskiej. Do świata lotnictwa trafiła na własnych zasadach. Nie przez rodzinne tradycje ani marzenie o pilotowaniu. Po prostu... lubi prędkość.
Aleksandra Mroczek przy samolocie Tecnam / fot. Meritano Jewellery
Zamiast prawa – naddźwiękowy silnik
Na początku wahała się, czy nie pójść na prawo. Albo chemię. Albo fizykę. Albo zarządzanie. Wszystko było możliwe, ale nic nie klikało. Aż pewnego dnia, przeglądając ofertę Imperial College w Londynie, zobaczyła kierunek „Aeronautical Engineering”.
– To był ten moment. Jakby mi się zapaliła lampka. Nie wiedziałam, że tego szukam – ale jak już zobaczyłam, to wiedziałam, że to TO.
Finalnie nie trafiła do Londynu, tylko do Wrocławia – na Lotnictwo i Kosmonautykę. Nie żałuje. Z dyplomem inżyniera na koncie planuje teraz doktorat i wyjazd do USA. Ale zanim to nastąpi – zdobywa doświadczenie w Przylepie, czyli niemal tuż za rogiem, bo pochodzi z Zielonej Góry.
„Pani może podać puszkę z olejem”? Nie u nas!
– Przyszłam tu na praktyki i... zostałam. Bardzo szybko się tu odnalazłam. Może dlatego, że mamy babską ekipę – mówi z uśmiechem. – W takich środowiskach różnie bywa, ale u nas jest zupełnie inaczej. Pomagamy sobie, pytamy, nikt nie gra eksperta. No i nikt nie mówi: „Pani może tylko podać puszkę”.
Bo tu się nie podaje puszki. Tu się grzebie w silniku. Czasem do późna, czasem w upale, czasem przy śmigłowcu z turbiną, która grzeje bardziej niż lipcowe słońce.
– Często jest tak, że jak przylatują piloci z innych miast na przegląd techniczny, to patrzą zdziwieni: „Co, dziewczyny tu obsługują?”. Ale szybko się przyzwyczajają. I wielu mówi, że lubi tu wracać. Że kobiety są dokładne, że u nas wszystko jest jakoś tak... dopilnowane.
Dziś, oprócz roboczego kombinezonu, ma na ręce bransoletkę z czarnym turmalinem.
Może przypadek, a może forma testu – bo turmalin to jeden z nielicznych minerałów o właściwościach piezoelektrycznych. Reaguje na nacisk i może wytwarzać ładunek elektryczny. W świecie nowoczesnych technologii ma spory potencjał – stosuje się go m.in. w czujnikach, przetwornikach i mikroelektronice.
Jeśli Ola planuje pracować przy nowoczesnych napędach, to lepszy materiał badawczy trudno sobie wyobrazić. Zwłaszcza że codziennie ma wokół siebie mieszankę: radiostacje, transpondery, wi-fi, iskrowniki i szum silników. A jeśli przy okazji dobrze wygląda – to tylko bonus.
Aleksandra Mroczek przy samolocie Tecnam i w hangarze / fot. Meritano Jewellery
T-Mentor? Dziękuję, postoję
Na co dzień pracuje przy TECNAM-ach. Z tych latających maszyn najbardziej lubi te, które mają silnik odrzutowy. Zwłaszcza gdy przylatuje Robinson 66 – „bo tam już się robi turbinowo”.
Za to T-Mentor ma u niej minusy.
– Dolnopłat. Trzeba się kulać i kucać, żeby coś przy nim zrobić. Niewygodny jest. Taki nieergonomiczny. Ja wiem, że to nie brzmi naukowo, ale kto pracował, ten wie.
Dlaczego szybciej = ciekawiej?
W przyszłości chce zająć się silnikami strumieniowymi, przepływami naddźwiękowymi i – być może – efektywniejszym spalaniem paliw alternatywnych. Bo z jednej strony kocha silniki, a z drugiej – las i wodę.
– Wiem, że cywilne lotnictwo nie jest głównym trucicielem, ale skoro już tu jestem, to chcę coś zmienić. Może ulepszyć spalanie? Może ograniczyć emisję?
A potem dodaje:
– Może jestem spokojna z natury, ale dlatego chyba ciągnie mnie do szybkich rzeczy. Bo im szybciej, tym ciekawiej.
Concorde już nie lata. Ale kto wie – może kiedyś będzie coś nowego. I może będzie w tym mój wkład.
Aleksandra Mroczek przy samolocie AN-2 i przy pracach warsztatowych / fot. Meritano Jewellery
Ten tekst powstał w ramach autorskiego cyklu „Kobiety w lotnictwie”, który stworzyłam jako była pilotka szybowcowa, od lat związana z Aeroklubem Ziemi Lubuskiej.
A blog Meritano to miejsce, gdzie można mówić o pasji, precyzji i pięknie. I pokazywać kobiety, które naprawdę inspirują.
Więcej takich historii znajdziesz 👉 w artykule o akrobacji lotniczej i walce z żywiołem oraz na Instagramie i Facebooku @meritanojewellery
FAQ
Czy kobiety mogą pracować jako mechanicy lotniczy?
Tak, i robią to coraz częściej. Mile widziane są studia techniczne, praktyka i licencja, ale płeć nie ma tu znaczenia. Liczy się wiedza i precyzja – a z tym kobiety radzą sobie świetnie.
Jak zostać mechanikiem lotniczym w Polsce?
Najczęściej przez studia techniczne (np. inżynieria lotnicza), potem praktyki w certyfikowanej organizacji obsługowej (np. CAO lub Part-145), a na końcu – licencja mechanika wydawana przez Urząd Lotnictwa Cywilnego.
Czy trzeba być silnym fizycznie, żeby pracować przy samolotach?
Nie zawsze, ale bywa, że potrzebna jest siła – zwłaszcza przy odkręcaniu niektórych elementów. W praktyce liczy się też technika i współpraca zespołowa. Nikt nie musi robić wszystkiego sam.
Jakie samoloty obsługują mechanicy w Aeroklubie Ziemi Lubuskiej?
W Przylepie najczęściej pracują przy samolotach TECNAM (2002, 2008, T-Mentor), Cesnach oraz śmigłowcach Robinson R44 i R66. To lekkie statki powietrzne używane do szkoleń i lotów sportowych.
Dlaczego coraz więcej kobiet trafia do lotnictwa technicznego?
Bo po prostu mogą – i chcą. Coraz więcej dziewczyn kończy studia inżynierskie i szuka pracy, która daje satysfakcję. Lotnictwo daje konkrety, technikę i kontakt ze statkami powietrznymi – to przyciąga.